Szczęście

Trwanie szczęścia.

W rozproszonym świetle pod gęstwiną innych drzew kołyszą się kwiaty. Ich łagodny ruch intryguje przechodzących alejką, zatrzymuje i dyskretnie zmienia chwilę, w której trwają. Śledzę, jak magia tego miejsca przesącza szczęście w ich oddechy.  Nie wydaje mi się, by jakość doświadczanej radości była zależna od bogactwa stroju, wyrafinowania wykształcenia czy cech charakteru. Zasoby ekonomiczne, zalety osobowości mogą być jedynie rodzajem drogi, narzędziem do osiągnięcia szczęścia – przydatnym, ale nie niezbędnym.

Aby ten właśnie kwiat mógł rozprostować czyjeś ścieżki niepokoju, bólu potrzebne jest dostrzeżenie go, uznanie wartości, utożsamienie z dobrem które, jeśli mu się nada treść aksjologiczną oznacza wszystko to, co cenne i  godne pożądania, co stanowi cel kolejnych dążeń ludzkich.

Nasze szczęście, gdy przestaliśmy być małymi dziećmi, nie zależy tylko od naszej teraźniejszości. W tym jak przeżywamy kwiat i innych w tej najświeższej z chwil obecne są i nasze doświadczenia przeszłości i oczekiwania dotyczące przyszłości. Teraźniejszy uśmiech to echo dawniejszych radości i aktualnej nadziei, że ominiemy każde zło w kolejnych latach, spotkaniach, czynach.

Niepokoi mnie wątpliwa sprawiedliwość takiej tezy: Aby być bardziej szczęśliwym w życiu, trzeba było być też szczęśliwym w przeszłości i mieć mocną nadzieję na swój dobrostan w przyszłości. Drugi warunek jest już demokratycznie dostępny dla wszystkich: to silne postanowienie pozostawania przy tym, co dobre, co słuszne.

Władysław Tatarkiewicz pisze: „Jeżeli czyn jakiś jest słuszny, to jest słuszny obiektywnie, ale – jest słuszny tylko dla pewnych jednostek w pewnych warunkach. Reguła obowiązuje, ale – obowiązuje indywidualnie i warunkowo. Dla każdej sytuacji musi być znaleziona oddzielnie. Może ją znaleźć tylko ten, kto zna sytuację. Etyka ani żadna nauka takiej reguły dać nie może”.

Ta różnorodność ścieżek dobra i szczęścia nie jest żadnym rozstrzygającym argumentem sceptyków czy relatywistów, bo chociaż jakieś zasady i przepisy mogą mieć moc obowiązującą tylko w pewnych czasach i społeczeństwach i nie muszą jej posiadać już w innych czasach, grupach ludzkich, to nie podważa to cechy obiektywności dobra. Sądy o słuszności stanowią pole spotkania bytu i wartości. Do tej konfrontacji dochodzi w ściśle określonych warunkach i czasie, co sprawia, że następuje relatywizacja sądów etycznych. Sądów – a nie: samego dobra.

Profesor Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa z siedzibą w Poznaniu, wykładowca m.in. filozofii.