Zmienność tolerancji.
Przy każdym spacerze w ogrodzie widzę zmiany w całym jego roślinno-zwierzęcym świecie.
Tolerancja jest odczuwana przez konkretnych ludzi w ich zmiennych, niepowtarzalnych konkretnych sytuacjach życiowych. I tak jak one, nie jest możliwa do osiągnięcia w stałej zastygłej formie. W przyrodzie nie ma zastygłych form. Ruch, zmiana, proces to tożsamość świata. Nieruchomość jest niezrozumieniem czasu i życia. Stałość to tylko dziecinny postulat potrzeby bezpieczeństwa. Rośniemy w zmieniającym się wciąż środowisku przyrody, środowisku społecznym i duchowym.
Przystaję przy fontannie chcąc zamknąć w dłoni strumień wody, ale nie udaje mi się jej zatrzymać. Zamiast wody w dłoni, jest bezustanne poszukiwanie lub ukryte tracenie.
Moje manifestowane zachowanie lub będąca jego korzeniem opinia skierowana przeciwko ludziom, zjawiskom lub wartościom, które mi nie odpowiadają, są „inne”, zmienia się wraz z odwagą mojej refleksji. Spotkany socjolog wskazuje na jeszcze jedną zmienną oddziaływującą na aktualny poziom nietolerancji, czyli zmiennego pragnienia transformacji lub zniszczenia obcości, mimo że jego istnienie lub posiadanie jest uprawnione przez prawa natury, obyczaj, moralność – to nasze płynne przekonanie o posiadanym majątku.
Im uboższe społeczeństwo, tym mniej tolerancyjne – na przykład w sprawie powrotów byłych więźniów w normalne struktury społeczno-zawodowe. I im bardziej identyfikujemy się z grupą przechodzącą kryzys, mającą ograniczone możliwości, zasoby, tym mniej jesteśmy tolerancyjni dla indywidualności tych, którzy wykraczają poza normę, lub którzy mają potrzebę specjalnego traktowania.
Zmienia się polityka, gospodarka i nasze zasoby, a nasza tolerancja, której obfitością chwaliliśmy się, przecieka nam przez palce. Niepostrzeżenie zaczynamy skłaniać się do uniformizacji poglądów, kultury i obyczaju, postaw i zachowań, do napiętnowania, ośmieszania, poniżania, a nawet eliminowania ludzi obcych nam obyczajowo, wyznaniowo, etnicznie, kolejami życia czy stopniem sprawności.
dr. Anita Barwicka