Cena przynależności.
Nie tylko determinacje fizycznego świata wymuszają swoimi koniecznościami mój szacunek. Swobodny bieg może trwać jedynie w ramach wyznaczonych grawitacją, strukturą podłoża, biochemicznym stanem organizmu i tym podobnymi obiektywnymi materialnie warunkami.
Trudniej dostrzegalne, lecz nie mniej bezwzględne konieczności świata psychicznego też przedstawiają swoje pryncypialne regulaminy. I moja wolność ustępuje przed wymaganiami zaspokojenia potrzeby bezpieczeństwa, jak i prawie nieodróżnialnej od niej: potrzeby przynależności.
Tak łatwo wytrącić nam z rąk skarb wolności manipulując nadzieją na zaspokojenie naszej kolejnej wielkiej potrzeby: szacunku, uznania, akceptacji. Socjolodzy obserwują, jak dzięki przymusowi tej potrzeby ludzkie indywidualności ujednolicają się, redukują do tego, co akceptuje ważna dla jednostki grupa społeczna. Łatwiej nam zrezygnować z oryginalności, twórczości, autentyczności niż narazić się na wyśmianie, lekceważenie spychające w pustynię samotności. Brakuje siły i odwagi, by bronić swojego człowieczego prawa do wyboru za co i przez kogo chcę być szanowana.
Jak bardzo przeraziłoby nas odkrycie, że ci, którzy są najbliżej, nie są zdolni nas szanować za nasze własne wolne wybory, jeśli tylko nie są powtórzeniem ich wyborów? Sami skwapliwie budujemy kraty dookoła siebie, uzależnieni od potrzeby bycia lubianym, akceptowanym i poważanym. Zniecierpliwiony psycholog zapyta, jak niskie poczucie wartości (i moje, i grupy) skazuje nas na wzajemne rezygnacje z własnych przekonań, pasji, wartości, wymarzonych celów. Gdy każdy z grupy boi się wykluczenia, suma ich rezygnacji z tego, co niepowtarzalne i wolne w nich wyznacza stopień nietolerancji. To stopień zniewolenia.
Ścieżka przede mną rozdwaja się: pewniejsza wydaje się ta, na której jeszcze nie dostrzegam nikogo, ale może kiedyś doprowadzi do innych grup, których szacunek otrzymam bez konieczności odrzucenia samej siebie. Druga ze ścieżek, stroma, zdradliwa, to droga wojownika, wiedzie wprost pomiędzy tych, których trzeba zmusić do uznania racji wolności, o których lękliwy szacunek trzeba walczyć.
dr. Anita Barwicka