Tolerancja

Tolerancja. W ogrodzie.


Jeśli tolerancja byłaby ciągłym, sumiennym podejmowaniem się kolejnych czynów, podobnym do zabiegań pielęgniarki, chcącej opatrzeć każdą ranę, każde zło, to chwila, kiedy tak bezczynnie patrzę na róże w ogrodzie, świadczyłaby o mojej nietolerancji. Bezczynność byłaby winą. Podobnie jak zło, które bierze w swoje posiadanie tego, kto nie czyni nic by z nim walczyć.

Lecz jeśli tolerancja jest zgodą na współistnienie wszystkich idei, stylów i koncepcji człowieka i jego życia (bo w każdej znajdę zarówno ziarno prawdy, jak i żwir fałszu), to ta chwila wśród róż świadczyłaby o mojej tolerancji. Czy taka bezczynność byłaby zasługą? Czy to, co nazywam chwastem, miałoby takie samo prawo do rośnięcia w ogrodzie jak kwiaty?

Może powinnam powstrzymać się od działania wiedząc, że skoro nie znamy wszystkich przyczyn i okoliczności, nigdy też nie domyślimy się wszystkich skutków naszych działań. Może, aby zrozumieć mądrość natury, muszę zgodzić się na ewolucyjne ścieranie się, walkę, eliminację i przekształcenia wszystkich wariantów rzeczywistości?

Odwracam się z niepokojem, szukam wzrokiem Spinozy. Emocje szybciej niż długie analizy rozumu przynoszą mi pewność: nie chcę takiego wariantu naszego świata, w którym nie byłoby Benedykta piszącego swój traktat.

Wybierać muszę zawsze, taka jest istota mojej człowieczej natury. Jestem niewolnikiem swojej wolności, bo nawet moje powstrzymanie się od wyboru – jest już wyborem!

O tolerancji nie świadczyłby więc sposób działania, czy jego częstotliwość, bo one są zależne od okoliczności, a nasz własny wewnętrzny wybór, który owocuje działaniem.

— Benedykcie, przynieść ci różę? — wołam. Ale ten, który przekazał odziedziczony rodzinny majątek młodszemu bratu, odrzucił układy z rabinami gotowymi płacić, by chociaż czasami, na krótko pojawiał się w synagodze, potrzebuje ode mnie jedynie tolerowania go w tym ogrodzie.

dr Anita Barwicka

Profesor Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa z siedzibą w Poznaniu, wykładowca m.in. filozofii.