Czas. Chwila pierwsza.
W ostatni miesiąc jesieni, chłodny i mokry wypatruję spóźnionych, a wciąż jeszcze dojrzewających nasion sosen, świerków, jałowców. Odleciały ostatnie z ptaków: skowronki. Liście pozostały już tylko na dębach i grabach. W każdym zakątku ogrodu płożą się zasychające części roślin zielnych – ich kwiatostany lśnią barwami już tylko w mojej pamięci. Trudno nie myśleć melancholijnie o upływającym czasie.
Przypominam sobie starożytny perski mit pouczający, że czas skończony pochodzi od czasu nieskończonego, zaś czas nieskończony, który nie ma granic, zawsze był i będzie. To czas nieskończony posiada moc tworzenia.
Nie przekonuje mnie myśl starożytnego Greka Parmenidesa z Elei o tym, że czasu tak naprawdę nie ma. W jego koncepcji wiecznego bytu zarówno czas, jak i ruch były jedynie ludzkimi złudzeniami. Wśród przekwitłych, sczerniałych kwiatów, które teraz odsłaniają kryjące się pod nimi przez cały rok mchy, upływ czasu wydaje mi się smutno realny.
Zgodzę się z Heraklitem, który rozglądając się dookoła pociesza: – Wszystko jest strumieniem i przemianami dokonującymi się w jednej życiowej sile, od której wszystko pochodzi i do której wraca.
Listopadowy czas, który narzuca nastrój bezradności nie ma wpływu na Heraklita: – Ten czas się nie zatrzyma, jest i pozostanie rzeczywisty, dopóki trwa kosmiczna walka przeciwieństw. Nie martw się tym, co teraz widzisz: wszelka stabilność jest złudzeniem. Twój ogród, jak i wszystko we wszechświecie jest w wiecznym ruchu przemian.
Pamięć kolejnych wiosennych odrodzeń przyrody wydaje się potwierdzać jego słowa. Podobnie jak i ukryta w każdym człowieku zdolność regeneracji, odnowy po ciężkich przeżyciach. Nie zawsze widoczna, nie zawsze łatwo dostępna potężna moc psychiczna tworząca czas nadziei. Na podziemnych pędach roślin już teraz formują się pąki, w których ukryte są zawiązki kwiatów.
Anita Barwicka