Ekologia

Zwątpienie antynatalistów. Część 2.

Peter Wessel Zapffe wita mnie żartobliwie: „Taki ogród pochłania pewnie całą twoją uwagę i nie czujesz  już lęku, gdy myśl dotyka gorzkiej prawdy o naszym życiu. To częste. Ludzki mózg wyewoluował w taki sposób, żeby zapewnić sobie względny spokój psychiczny. Potrzebujemy wyparcia nadmiaru szkodliwej nadwyżki świadomości.

Moje milczenie zachęca go do wyjaśnień.

— Nasz mózg tworzy więc rozmaite uproszczenia i ułudy, takie jak poczucie własnego „ja”, poczucie absolutnej wolności woli, ale co najważniejsze w tym kontekście – poczucie, że wszystko będzie dobrze. A to, jak sądzę, jedynie ułuda.

— Nie, to nadzieja – oponuję. Zapffe lekceważąco macha ręką.

— Radzimy sobie z lękiem egzystencjalnym na cztery sposoby: poprzez izolację, poprzez zakotwiczenie, rozproszenie oraz sublimację. Izolacja to dowolnego rodzaju mechanizm wyparcia ze świadomości przeszkadzających i destrukcyjnych myśli i uczuć. Zakotwiczenie znajdujemy w rodzicach, w domu, ulicy, w czymś dla nas oczywistym, niosącym poczucie bezpieczeństwa. Człowiek czasem trzyma się kurczowo swych martwych wartości i ze wszelkich sił stara się ukryć, tak przed sobą samym, jak i innymi, że w sensie duchowym przestały one być skuteczne. Rezultatem są nieustanna niepewność, poczucie niższości, nerwowość i nadkompensacja. Gdy poczucie bezpieczeństwa rozchodzi się jak szwy w zasłonie rzeczywistości, z pomocą przychodzi rozproszenie – nieustanne zaabsorbowanie wrażeniami pochodzącymi ze świata zewnętrznego: rozrywką, sportem, pracą. A zaraz po nim sięgamy po sublimację, polegającą nie na wypieraniu, lecz na zastępowaniu, przekształcaniu bólu egzystencjalnego w doświadczenie warte przeżycia.

— Chyba skutecznie radzimy sobie z lękiem egzystencjalnym, skoro powołujemy do życia kolejne istnienia. Co decyduje o tym, czy sprowadzimy dziecko na świat? — głośno rozważam. — Między innymi nasza ocena jakości życia, które mu prognozujemy. Zgodzę się, że nie jesteśmy w tym obiektywni, ale twoja teza, że poczęcie dziecka nie jest możliwe ze względu na jego dobro, a to dlatego, że istnienie wiąże się z cierpieniem, a nieistnienie – nie, redukuje wszystkie możliwości do nieadekwatnego rachunku pseudologicznego. Rachunku dopuszczalnego wobec rzeczy, ale nie wobec ludzi.

Zapffe wzrusza ramionami:

— Ale wiesz, że najprawdopodobniej w ciągu najbliższych 100 lat czekają nas gigantyczne migracje z powodu zmian klimatycznych, trudności z dostępem do pitnej wody i oddychanie zanieczyszczonym powietrzem. Mówiliśmy o wypieraniu nadmiaru świadomości. Czy na taki świat warto sprowadzać dzieci? Czy nie nadszedł już czas na jakieś formy ograniczania liczby ludności na świecie, dla dobra naszego i innych gatunków?

Patrzy na mnie pobłażliwie. — Skoro nikt nie jest w stanie przewidzieć losu swojego dziecka, chociaż wie, że jest narażone na liczne zagrożenia w postaci okropnego cierpienia i śmierci, zazwyczaj traumatycznej, to każdy musi zrobić ten rachunek świadomości, który nazywasz pseudologicznym, i wyciągnąć wnioski…

Słowa Petera wydają mi się ciężkie jak kamienie. Chociaż dla Greków jego imię oznaczało: niezłomny jak skała. Patrzę na niego pytająco, więc kończy:

– Bądźcie bezpłodni i pozostawcie Ziemię w ciszy po waszym odejściu.

dr Anita Barwicka

Profesor Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa z siedzibą w Poznaniu, wykładowca m.in. filozofii.