Samopobłażanie – najprzyjemniejsza z tolerancji.
Nocny deszcz ozdobił alejki ogrodu lusterkami kałuż, i kiedy zastanawiam się nad tolerancją, co kilka kroków widzę w nich swoje odbicie.
Rozpoznałam tolerancję ludzi wobec siebie nawzajem, wobec przyrody jako życiodajnego podłoża dla naszego istnienia i wzrastania biologicznego, społecznego i cywilizacyjnego. Tolerancja, która najbardziej zwraca naszą uwagę, to ta, której doświadczamy w codziennym życiu od innych. Ale jest jeszcze jeden, często pomijany, niedostrzegany rodzaj tolerancji. Ta, którą stosujemy mimowolnie wobec samych siebie, oznaczająca zaniżone wymagania uczciwości wobec własnych uczuć, decyzji woli, postaw i czynów.
Gresham Sykes, socjolog szukający natchnienia w tym filozoficznym ogrodzie, wskazuje mi kosz z narzędziami, z pomocą których wkraczamy w pułapkę wygodnej samotolerancji. To techniki neutralizacji poczucia winy i wstydu, stosowane przez sprawców czynów niesprawiedliwych wobec innych ludzi:
- Zaprzeczenie odpowiedzialności (przekonanie, że czyn przestępczy jest skutkiem zaistnienia warunków znajdujących się poza kontrolą sprawcy, np. bieda, wpływ rówieśników, patogenne środowisko domowe),
- Zaprzeczenie krzywdzie (przekonanie, że nikt nie został skrzywdzony, że nie zaistniała sytuacja przestępstwa),
- Zaprzeczenie niewinności ofiary (przekonanie, że sprawca miał prawo odegrać się na ofierze, gdyż to ona skrzywdziła go pierwsza),
- Potępienie potępiających (skupianie się na tych, którzy potępiają zachowanie sprawcy, a więc na społeczeństwie, przedstawicielach wymiaru sprawiedliwości i wskazywanie ich niemoralnego zachowania),
- Zobowiązanie do lojalności (przekonanie, że lojalność wobec własnej grupy jest ważniejsza niż lojalność wobec społeczeństwa).
— Gresham, badałeś więźniów — zagaduję. — A dla przestępców taka samotolerancja to mechanizm obronny, pomagający zachować dobre zdanie o sobie po skrzywdzeniu kogoś.
— Tak, dzięki niej można zignorować normy moralne, i to nie tylko po złamaniu prawa, ale i przed. To coś więcej niż mechanizm obronny.
— To postawa…
dr Anita Barwicka