Rozpacz i nadzieja Marcela
Noc pozwala na zmagania rozpaczy z nadzieją. Mrok osłania przed niepotrzebnymi spojrzeniami towarzyszące temu łzy, westchnienia. Dla egzystencjalisty Gabriela Marcela rozpacz to negatywna rzeczywistość, która nie współistnieje z nadzieją, bo atakuje nawet subtelne przejawy nadziei. Gdy człowiek jest w rozpaczy, nadzieje innych drażnią go i prowokują.
– Rozpacz to w pewnym sensie świadomość zamkniętego czasu lub – francuski filozof przekonuje do swojej subiektywnej perspektywy – uwiadomienie sobie czasu jako więzienia, podczas gdy nadzieja zdaje się przenikać poprzez czas. Rozpacz zakłada zafascynowanie ideą własnego zniszczenia do tego stopnia, że się ją wyprzedza.
Słyszę w jego głosie smutek.
Marcel wyjaśnia: – Rozpacz w swym ostatecznym wyrazie jest ludzką kapitulacją wobec faktu śmierci. Jej nieodwołalność przynosi człowiekowi groźbę niebytu. Odrzuca się w niej samą możliwość istnienia Boga, a w rezultacie i nieśmiertelność. Śmierć jest w takim świecie absolutnym końcem, od którego nikt i nic nas nie wybawi. Człowiekowi odmawia się w nim właśnie nadziei, rozpacz zaś nobilituje się jako jedynie godną człowieka postawę. Postawę prawdziwie ludzką. Rozpacz jest świadomością i dodajmy, symbolem zamkniętego czasu, który zniewala człowieka. Natomiast nadzieja zdaje się przenikać poprzez czas; wszystko dzieje się tak, jak gdyby czas zamiast zamykać się wokół świadomości pozwalał czemuś przez siebie przenikać.
Pamiętam, że swojej książce „Homo viator”, odróżnił nadzieję od „pragnienia”. Pragnienie rozumiał jako bodziec do osiągnięcia i posiadania rzeczy materialnych. Czymś zupełnie innym jest nadzieja. Jej warunkiem jest relacja „Ja”-„Ty”. Nadzieja istnieje na poziomie „my”, w miłości – agape. I właśnie nadzieja umożliwia przezwyciężenie rozpaczy, wyjście z załamania w obliczu tego, co nieuniknione i z pokusy nie bycia sobą autentycznym.