Oświeceniowy salon. Część 16.
Goście powoli żegnali się, z przyjemnością powtarzając i komentując co celniejsze riposty, błyskotliwe podsumowania, tak by jak najwierniej przekazać je dalej – w szybkich, krótkich konwersacjach, listach; bardzo oczekiwanych w salonach tej epoki. Przenikliwość, lotność odważnego osądu przysparzała zaproszeń i sławy erudycyjnego intelektu. Baron uśmiechnął się wspominając sukcesy w tych zmaganiach Woltera: był niezmordowany pod deszczem najdziwniejszych pytań. Odpowiedzi jak błysk w czas burzy, wymagały koncentracji porównywalnej do tej, którą baron zmuszony był osiągnąć i utrzymywać, gdy przed laty pisał teksty do aż 400 artykułów Encyklopedii.
Dziś goście delektowali się jego ciętą repliką: „- …ludzie nie więcej mają stosunków z Bogiem niż kamienie.”
Wyjaśnienie jakiegoś aspektu rzeczywistości, które wymaga rozszyfrowania to dla salonowców podobna szansa na przyjemność, jak domysły nad tożsamością kolejnego gościa incognito. Błękitno krwiści uwielbiali maskarady pozwalające wymknąć się sztywnym ceremoniałom. Spotkany w parkowej inscenizacji „cudzoziemski mag” mógł się okazać nawet przebraną damą! Migotliwe światło pochodni bardziej zwodziło niż ujawniało szczegóły w strojach, maskach i akcesoriach. Odkąd polski król August Mocny zezwolił na uczestnictwo w maskaradzie każdemu, kto wniósł odpowiednią opłatę, pochodzenie uczestników maskarady zwanej redutą, nie miało już najmniejszego znaczenia.
Baron Holbach nie zezwoliłby na muzykę, tańce, swobodne picie, flirty i hazard. Na innych ścieżkach poszukiwał wolności, wyzwolenia z konwenansów. Prawdziwą wolność miał człowiekowi przynosić rozum, a nie rozpasanie i porzucenie codziennych ról w hałaśliwym tłumie nawet 2-3 tysięcy uczestników szalonej zabawy.
Baron zamyślił się: — Mówiono, że w Polsce królowały przebrania i maski mnichów, woźniców, kozaków, Żydów i diabłów. Kobiety udawały wieśniaczki lub Turczynki. —Dlaczego? —Czy chciały pokazać, że każdy ma naturę pozwalającą mu stać się, kim tylko zechce?
dr Anita Barwicka