Nadzieja Skolimowskiego.
Spacerujący przystają przed ciemną taflą wody lękliwie zastanawiając się nad kąpielą.
Ciepła woda w jeziorze zachęca do pływania, a wśród roślin widzę też kwiaty w czerwonym kolorze, które swoją barwą symbolizują siłę i odwagę. To dobre miejsce, by przypomnieć sobie słowa ekofilozofa Skolimowskiego. Uważał, że odwagi potrzebujemy po to, by żyć autentycznie jako ludzie wolni, odpowiedzialni za swoje działania. Odwaga to dla niego siostra nadziei. Odwaga wzmacnia nadzieję, a ta odwdzięcza się dodając skrzydeł odwadze.
– Czyżby więc ludzie tchórzliwi tracili swoje nadzieje? – zastanawiam się – Może przezwyciężając lęki i fale niepewności otwieramy przestrzeń dla nadziei nowych planów, celów? I później dla decyzji i wreszcie działań… Nadzieja byłaby więc podstawą motywacji?
Według Skolimowskiego, nadzieja to zarówno część nas samych, część tego, czym jesteśmy, jak i nasz sposób istnienia. Dlatego bez nadziei nie ma życia, bez odwagi nie ma znaczących horyzontów, bez wizji nie ma piękna, bez woli nie ma napędu życiowego. Nadzieja pozwala nam tworzyć wizje tego, czego jeszcze nie ma, ale pojawi się, jeżeli to stworzymy.
Wiatr marszczy powierzchnię wody i niepokoi trzciny.
Ale ten polski filozof zdawał sobie sprawę z istnienia też pułapek iluzorycznej lub ślepej nadziei prowokującej nas do przedsięwzięć szalonych lub zupełnie niemożliwych. Zdrowa nadzieja byłaby dla niego związana z realizmem w rozumieniu spraw i odpowiedzialnością. Może zdrowa nadzieja dotyczyłaby spraw, które są jednak realne do osiągnięcia i urzeczywistnione sprawiają, że życie nabiera jakości?
Rybitwa ostro nurkuje za rybką, która podpłynęła zbyt blisko do powierzchni.
Skolimowski nie ceni życia lękliwie niszczącego swoje nadzieje, życia bez wizji, bo takie życie staje się powolnym umieraniem, bez światła duchowego, bez marzeń i z wolą, która stopniowo słabnie.