Kryteria prawdy
Chłód zatrzymuje w zacienionych miejscach ogrodu nieliczne skupiska śniegu. Przyglądam się krzewom kwitnącym wiosną: tradycyjnie żółtej forsycji, której zdrewniałe sadzonki zakopuję, by się ukorzeniły i białej forsycji – nowości w tym ogrodzie. Oprócz nich z zimowego odpoczynku powoli budzi się dereń, ligustr i jaśminowiec. Słoneczne dni przypominają o wielu pracach, które trzeba teraz wykonać, by ogród rozkwitł w pełni wiosną. Przypominam sobie różnorodne porady innych ogrodników i planuję zastosować te, co do których zgadzali się właściciele najpiękniejszych ogrodów. Dostrzegam, że jest to bardzo pragmatystyczne podejście do prawdy. Również wobec prawd naukowych niektórzy badacze zajmują podobne sądząc, że prawda teorii naukowych jest sprawą decyzji podejmowanych przez kompetentnych w danej dziedzinie naukowców. Argumenty czyj autorytet jest większy krzyżują się w czasem zjadliwych sporach. Tymczasowym kompromisem wydaje się więc stanowisko akcentujące zgodny sąd o prawdzie większości wspólnoty naukowców.
Jest bardzo prawdopodobne, że noc będzie jeszcze zbyt zimna: usypuję więc małe kopczyki zeschłych liści nad optymistycznie kiełkującymi krokusami. Skłaniam się do uznania prawdy raczej nie jako zgody wspólnoty naukowców, ale już raczej jako sądu otrzymującego zagwarantowane uznanie w wyniku racjonalnych dociekań. Tworząc roboczą teorię z wstępnie jeszcze przyjętymi hipotezami wielu metodologów od czasów Ockhama dokonuje wyboru pomiędzy hipotezami ze względu na większą prostotę którejś z nich lub ze względu na jej większą siłę eksplanacyjną. Jeśli moje chronione liśćmi krokusy zakwitną w końcu czy nie będą rodzajem argumentu za słusznością tezy, że prawda jakiejś teorii polega na jej praktycznym powodzeniu, a więc prawda jest sumą doświadczeń, z pomocą których teoria ta da się zweryfikować. Byłaby to pachnąca weryfikacja w różnobarwnych odcieniach…