Beccario i kwiaty wdzięczności. Część 3.
Markiz Cesare Beccaria Bonesana, najstarszy z trójki rodzeństwa spędził w nobilitowanej herbem rodowej siedzibie tylko pierwszych osiem lat swojego życia. I nie były to beztroskie lata.
Również czas od 8 roku życia do 16 wśród fanatycznych nauczycieli w Kolegium Jezuickim Farnesiano w Parmie zetknął go z surowością traktowania i karami, pod których wpływem zaczął kwestionować wszelkie metafizyczne cele i metafizyczne uzasadnienia kar. Dojrzewał do żądania likwidacji kategorii przestępstw przeciw religii, do sprzeciwu wobec m.in. palenia na stosie rzekomych czarownic.
Później w swym najsławniejszym dziele o traktowaniu przestępców tłumaczył: — „Przez sprawiedliwość pojmuję tylko więź niezbędną dla utrzymania interesów prywatnych we wspólnocie, bez której odrodziłby się dawny stan pozaspołeczny. Wszystkie kary, które wykraczają poza konieczność zachowania tej więzi, są niesprawiedliwe z samej swej natury”.
— Stan pozaspołeczny to ten, gdy ludzie bez praw zwracają się przeciwko sobie nawzajem? – dopytuję go.
— Tak, bo widzisz; cały cel kary sprowadza się do tego, aby przeszkodzić winnemu w wyrządzaniu nowych szkód współobywatelom oraz aby powstrzymać innych od wyrządzania szkód tego samego rodzaju. Z tych względów należy dobierać tylko takie kary i takie metody ich stosowania, które – przy zachowaniu proporcji do popełnionego przestępstwa – wywierałyby najskuteczniejsze i najbardziej trwałe na duszy ludzkiej wrażenie, a zarazem najmniej udręczałyby ciało przestępcy”.
Markiz przerywa, by poprawić coś jeszcze w rękopisie, a ja wracam myślą do nad wiek rozwiniętego intelektualnie chłopca, który uczył się wobec skorych do kar jezuitów, biernie, lecz i ze skrupulatną dokładnością bronić własnego zdania i własnych wyborów.
Opuściwszy mury Kolegium ze sławą wybitnych zdolności matematycznych, rozpoczyna studia prawnicze. Analizuje cechę zasadniczą prawa karnego europejskiego swojej epoki: stosowanie w dużej mierze jedynej i jednakowej kary (kara śmierci, najwyżej różnicowana co do sposobu jej wykonania) wobec przestępstw niezwykle różnorodnych co do swej wagi.
—To wtedy zerwałeś z rodziną? — zaskakuję go pytaniem — Zerwałeś z ich celami, przekonaniami? Wyśmiali twoje wiersze? Ciebie? —Ale myślę o Teresie i publicznej walce Cesario o tą miłość z nieprzejednaną wobec mezaliansu, jego arystokratyczną rodziną.
Markiz macha lekceważąco dłonią: —To już nieważne… Mogli mnie zrozumieć przyjaciele. Akceptowali moją ideę kary pozbawienia wolności z obowiązkiem pracy więźnia. Widzisz: kara więzienia może być dowolnie stopniowana co do swej długości, a ponadto umożliwia poprawę sprawcy. A kara śmierci – nie.
dr Anita Barwicka