
Pragmatyczny Richard Rorty. Część 3
Pomysł Richarda Rorty`ego rozszczepienia porządku prywatnego i publicznego, zlikwidowania opozycyjności i niewspółmierności poprzez relegowanie obydwu do radykalnie oddzielonych sfer, które nie wpływają wzajemnie na siebie wydają mi się nostalgicznym wspomnieniem ogrodu Epikura. Ogrodu – azylu od politycznych sporów, erystycznych przemówień Sofistów i walk arystokratycznych stronnictw.
– Dla Ciebie sfera prywatna staje się dziedziną ironicznej filozofii, a publiczna — domeną polityki — komentuję.
– Tak, filozofia służy poszukiwaniu prywatnej doskonałości a nie jakiegokolwiek społecznego zadania. Filozof nie zmienia teraźniejszości — może jedynie projektować wizje przyszłości. Dlatego nikt nie może rozliczać go z użyteczności jego teorii.
– Zrywasz tradycyjny związek teorii z praktyką!
– Zrywam też związek teorii i polityki, filozofii i polityki. Teoria może być pozbawiona implikacji politycznych, polityka nie musi już opierać się na teorii, a na „eksperymentowaniu”.
– W takim razie jaka jest jeszcze użyteczność intelektualisty? Jest jakaś, skoro nie służy społecznym celom, tylko realizuje swoje potrzeby autokreacyjne? – wątpię.
– Nie doceniasz potrzeby niewysławialnego, wzniosłego, potrzeby wychodzenia poza ograniczenia, potrzeby używania słów, które nie są częścią gry językowej kogoś innego, jakiejkolwiek instytucji społecznej.
– Czekaj! Czy czasem nie ironizujesz? Mogłabym się zgodzić, że ironiczni teoretycy, jak Nietzsche i Heidegger, którzy traktują siebie jako wzory do naśladowania dla wszystkich ludzi nie sprawdzili się w zastosowaniu politycznym, ale to nie znak powszechnej reguły.
– Przekonam cię – zapowiada Rorty – Filozof nie ma co udawać, iż jest się awangardą ludzkości i służy się nędzarzom tego świata. Prywatna jaźń autokreującego się filozofa nie może służyć za wzór dla innych, bowiem jest przygodna i ograniczona do jednej osoby. Gdy romantyczny intelektualista zaczyna sądzić, że inni ludzie mają moralny obowiązek zdobywania takiej samej autonomii, jak on sam, to — na swoje i innych nieszczęście — zaczynają myśleć o zmianach politycznych i społecznych, które im w tym pomogą. Wtedy zaś może on zacząć uważać, że jego obowiązkiem moralnym jest owe zmiany spowodować bez względu na to, czy jego współobywatele ich pragną, czy też nie. A wtedy może sprzymierzyć się z siłą, która przeprowadzi zmiany — choćby z ruchem nazistowskim – jak Heidegger, który uparcie wierzył, iż może stać się filozofem narodowosocjalistycznych, nowych Niemiec, twórcą nowego, niemieckiego uniwersytetu.
